Cały dzień coś we mnie siedzi. Jakaś klucha. Męczy mnie tak cały dzień.
Odbiera mi możliwość koncentracji. Nie mogę się skupić, nie mogę jeść.
Cała jestem dziś do dupy.
Chodzę z kąta w kąt, zabieram się za sto rzeczy nie robiąc przy tym nic i nie mogę się odnaleźć.
Błądzę tak dziś cały dzień.
Coś mnie ściska i próbuje wycisnąć łzy. Ale i na płakaniu nie mogę się skupić.
Ktoś kiedyś napisał: "Jestem pęknięta jak zegar." Dziś ja jestem pęknięta. Dużo we mnie dziś rozdarcia i smutku. Bronię się wszystkimi możliwościami przed płaczem. Bo ja płakać nie lubię.
Kiedyś łzy były dla mnie oznaką słabości. A na słabość pozwolić sobie nie mogłam. Przecież musiałam być silna.
Słabi zawsze są słabi. Silni zawsze przetrwają. Teoria Darwina?
Więc musiałam być silna. Dla siebie i dla niej. Wiedziałam że uśmiechając się do nas, za jej oczami kryje się strach, rozczarowanie, poczucie obowiązku. Więc obie udawałyśmy, że się nie boimy. Że jesteśmy twarde i niezniszczalne.
Okazywanie uczuć było dla mnie słabością. Na którą nie mogłam sobie pozwolić. Mój płacz, głupie problemy nastolatki byłyby kolejnym zmartwieniem dla niej. A tych miała pod dostatkiem.
Zaciskałam więc zęby i szłam dalej.
Przez lata nie płakałam. Jeśli już to w ukryciu. Pewna że nikt nie wejdzie, nie zobaczy.
Przez lata nie umiałam okazywać uczuć. Nie potrafiłam powiedzieć kocham, lubię, przepraszam.
Dziś wiem, że tymi barierami, blokadami krzywdziłam siebie i najbliższych. Wyrządziłam więcej zła niż dobra.
Nie wierzyłam że można mnie kochać. Jak skoro sama nie kochałam siebie.
Nawet nie pozwalałam się kochać. Po co? To uzależnienie, więzienie...
Broniłam się przed miłością każdym znanym mi sposobem. A było ich wiele. Zawsze wygrywałam.
Raz przegrałam. Poległam...
Nie pomogło nic.
Nauczył mnie dotykać. Nauczył kochać. Mnie. Jego. Nauczył być kochaną.
Było mi ciężko. Zrozumieć, pokochać, zaakceptować. Teraz wiem, że życie to kompromisy. Że związek to zrozumienie i kompromisy. Że nie można żyć bez miłości. Że nie można kochać nie kochając siebie.
Dziś wierzę. Kocham. Jestem kochana.
Jestem silniejsza. Ale i słabsza. Uzależniona.
Kiedy go nie ma obok, nie ma części mnie.
Boję się że nie potrafię już żyć bez jego miłości.
wspaniałe UCZUCIE, Trzymaj się TEGO - JEGO
OdpowiedzUsuńNo a skrzydła u ramion?
OdpowiedzUsuńPieknie to napisalas. Milosc jest naprawde wspanialym uczuciem, a chwile takiego pekniecia, chyba kazdemu sie zdarzaja. Jutro bedzie lepiej:))
OdpowiedzUsuńTeż miałam wczoraj taki dzień. Dziś mam powtórkę z rozrywki. Ala ja sobie wczoraj dałam upust... popłakałam... w łóżku, pod prysznicem... dziś w drodze... ja nie lubię powstrzymywać emocji...
OdpowiedzUsuńGłowa do góry :)
Holdenie,
OdpowiedzUsuńnawet nie zamierzam się puścić czy też wypuścić...
Magneta,
skrzydła w szafie...
Stardust,
Dziś rzeczywiście trochę lepiej...
Mała Mi,
ja wciąż nie lubię płakać... Ale prysznic brałam... :)
Głowa w górze, oparta na rękach...
Bravooooooooooooooooooooo
OdpowiedzUsuńSię do braw kłaniam :)
OdpowiedzUsuńa ja tam myślę, ze kochasz, po prostu kochasz:) i nawet strach, ze się jest uzależnionym od tej drugiej osoby to właśnie jakiś ułamek miłości... ogromnie Ci życzę, żebyś nigdy nie musiała, żyć bez JEGO miłości, ale przede wszystkim życzę Ci żebyś RÓWNIE mocno kochała SIEBIE- warto, naprawdę... :)
OdpowiedzUsuńKaś,
OdpowiedzUsuńpewnie że kocham. Całą sobą. A żyć bez niego NIE CHCĘ. Ale dziękuję za ciepłe słowa. :)
w takim razie niech to uczucie trwa jeszcze dłużej niz wieczność:)Miłość jest piekna, co tu kryć...:):)
OdpowiedzUsuńja czuję się dziwnie niekochana, czuję sie niepotrzebna, czuję że znowu zle ulokowałam swoje uczucia i że pod względem wybierania sobie partnerow jestem totalnie beznadziejna. Dziwnie. Jestem znowu dziwnie słaba a chciałabym być silna, znowu silna....
OdpowiedzUsuń