Dziś jestem w bojowym nastroju. Bojowym, bo walki się dziś nie boję, nawet prowokuję.
Przedarłam się dziś przez dwie księgowe. Moją i Lubego. Ja wiem że kobiety bogu ducha winne, że to tylko prawo i księgowość taka durna, ale przecież same sobie profesję wybrały więc skarżyć się nie powinny. Po świętach zajrzę z polskimi krówkami i zapomną...
No właśnie "po świętach". Się cholera zbliżają susami i przerażają mnie totalnie.
Bo ja świąt nie lubić. Nie lubić i już. Szlag mnie zawsze w nie trafia. A po świętach to ja jeszcze bardziej zmęczona jestem.
Czasem wydaje mi się że z chwilą kiedy przekraczamy dawne granice Polski sieci komórkowe są przeciążone. Setki esemesów i telefonów rodziny do rodziny że CałaJa i Luby nadciągają.
Od kilku lat, kiedy to wyemigrowałam z domu rodzicielki święta kojarzą mi się z oglądaniem. Oglądaniem mnie z każdej strony. Zjeżdża się cała rodzina i ogląda CałąJą z każdej strony. Ciotki, wujki, kuzynki i ludzie którzy przez lata się nie odzywają nagle pałają tęsknotą i chęcią zobaczenia. A ja jak krowa na targu muszę znosić wszystkie "buziaki z trzymanką" jak mawia moja chrześnica, czyli buziaki ze szczypaniem w policzek. Akurat jak ona to robi to jeszcze ma to swój urok, zniosę, ale ciotki mnie... Boże... jak w jakiejś taniej komedii.
Od dwóch lat dochodzi jeszcze rodzina Lubego. No bo przecież już tyle lat ze sobą mieszkamy, że uniknąć świąt z jego rodziną się nie da. Więc jeden dzień u mnie, jeden u niego, bądź na odwrót.
Nic nie mam do jego rodziny. Nawet lubię jego rodziców. Za to siostrę i jej chłopaka uwielbiam. Ale babcie, ciocie, kuzyni i ich komentarze (jaka ładna, jaka mądra, jak do siebie pasują) oraz pytania (kiedy ślub, kiedy dzieci, w ciąży to ty nie jesteś) doprowadzają mnie do szewskiej pasji.
Pamiętam pierwsze wizyty u niego w domu. Mieszkaliśmy ze sobą już dwa lata i spotykałam jego rodziców kiedyś tylko w hipermarkecie. Wiem że się starali ale czułam ich wzrok za każdym razem gdy się odwracałam. Jakby babcie sprawdzały czy umiem jeść widelcem i nożem, ciocie czy znam wszystkie słowa i nie dłubie w nosie.
Teraz się przyzwyczaili. Ja w sumie też. Chyba zaakceptowali. Zresztą wyboru chyba nie mieli.
Ale wczoraj rozmawiałam z rodzicami Lubego na skype i zaprosili moją mamę na święta. Powiedziałam, że zobaczę co się da zrobić ale nie obiecuję.
W sumie chyba nie wyobrażam sobie jeszcze moje mamy z jego rodzicami, przy jednym stole. Znaczy wyobrażam sobie jak by się to skończyło. Po świętach poinformowaliby nas łaskawie gdzie i kiedy mamy się pojawić na nasz ślub.
A na to gotowa jeszcze nie jestem.
No cóż. Jakoś będzie trzeba przeżyć te cztery dni. Odpowiadać na te same pytania najpierw u mnie, potem u niego. Urok świąt...
Ech... ci rodzice;D Niestety tak to z nimi jest. Matki są gorsze. każda chce zobaczyć córkę w białej sukni :D
OdpowiedzUsuńA le... i tak najgorsze są ciotki :D
dokładnie ... najgorsze są ciotki:)
OdpowiedzUsuńa dodam jeszcze, że my żeśmy z Mężem miłym też to ciągle przeżywali te pytania- kiedyś ślub, dzieci itp. a jak przyszło do ślubu to wszyscy oczy wywalali "co tak szybko "? (po 6 latach ) - "pewnie w ciąży ! ":P
upppsss i do dziś nie urodziłam :)
Test rodziny przed "prawdziwym" związkiem, przypomina oglądanie co ciekawszych zwierząt w cyrku. Niestety, inicjacja zawsze jest trudna, choć potem mogą być sytuacje jeszcze trudniejsze:)
OdpowiedzUsuńTak, czy siak - powodzenia!
A ja na Święta wyjeżdżam i mam w głębokim poważaniu ...ups ...nie wiem czy to postawa godna naśladowania jednak;-))) A może jestem mało rodzinną jednostką?
OdpowiedzUsuńNivejko,
OdpowiedzUsuńniby tak, tylko że mi w białym zupełnie nie do twarzy... ;)
Kaś,
to się cieszę że tylko ja jestem taka antyspołeczna. Mam w jednym szczególnym miejscu niż demograficzny... :D
Akemi,
na szczęście podstawowa inicjacja już za mną. Ale proszę Cię nie strasz że najgorsze jeszcze przede mną... plisss... ;)
Akular,
Ja tam zazdroszczę odwagi. Gdybym się na święta nie pokazała pewnie by mnie wydziedziczyli z ziemi w doniczkach. Choć jak ich znam, pewnie i na końcu świata by mnie znaleźli i nagadali...
Jestem słaba, jadę... ;)
Mnie pociesza mazurek na święta :)
OdpowiedzUsuńWszystkim Święta źle się kojarzą. Jak nie z myciem okien i generalnymi porządkami, to ze spowiedzią u księdza albo/i ciotek i kuzynostwa, albo z daleką i ciężką podróżą z punktu A do punktu kulminacyjnego. Trzeba by cudem jakimś ( skoro święta o cudach ) wprowadzić nową tradycję. Święta miłe, ciche i spokojne, na łonie natury, na spacerze, przy bezpretensjonalnej rozmowie bez nachalnych pytań. Może kiedyś się uda ;) A na razie Tobie i sobie życzę odporności ;)
OdpowiedzUsuńmagneto,
OdpowiedzUsuńgdybym ja chociaż mazurka lubiła... na diecie jestem ;)
rarytaS_o_w_a,
fajna wizja... gdyby za marzenia karano miałybyśmy dożywocie... :)
w życzeniach się łączę... :)