środa, 7 lipca 2010

Moja maleństwo już wszystko słyszy!!!
Wyczytałam to w tych wszystkich książkach w które się zaopatrzyłam w Polsce.
Fajnie...
Dlatego dziś tylko pozytywnie... 
No i przeklinać się chyba oduczę ;)

czwartek, 1 lipca 2010

kot

Jak mnie nie ma to nie ma... jak już jestem to mnie sporo...
i nie tylko o wizualnie ale i teoretycznie...

Luby pojechał do sklepu po masło, bo bez masła to ja kolacji zjeść nie mogę, więc ja siedzę i czekam...
Bo niby co mam robić.
N-ka znowu się zawiesiła w myśleniu i bezczelnie twierdzi, że ma problem z sygnałem. A przecież nawet nie ma burzy ani wiatru... Nie chce się jej... A ja płacę za full pakiet. Miał być full wypas, jest full... (*)

Nie pisałam jeszcze, że miałam kota. Gdzie 'miałam' to najlepsze określenie.
Zadbali o to byśmy go mieli nasi pracownicy. Przynieśli raz do firmy istotę tak brzydką że aż w swojej brzydocie uroczą. Kocham koty, psy, i inne zwierzęta bądź też "zwierzętopodobne" istoty ale tak brzydkiego kota jeszcze nie widziałam. Wyglądał jakby ktoś na niego za przeproszeniem nasr..ł i przydeptał. Ale on tylko takiej maści dziwnej był.
Piękny w swej brzydocie...
Nikt go nie chciał ze względu na jego wyróżniającą się urodę. Padło więc na nas... No i został.
Pech chciał, że dzień przed adopcją przeczytałam w internecie, że kot jest niebezpieczny dla kobiet w ciąży. Nie ma przy mnie kobiet doświadczonych przez naturę potomstwem, lekarz już nie odbiera moich telefonów, po tym jak zamęczałam go pytaniami co mogę a co nie, pozostaje mi więc wierzyć w to co piszą w wirtualnym świecie.
Uwierzyłam częściowo i choć sceptycznie wolałam nie ryzykować. Umieściliśmy więc kota w komórce, pakamerze czy jak kto nazwie pomieszczeniu za domem. Lato więc zimno mu nie miało być, a do srogiej zimy daleko, więc po co się martwić na zapas.
I tak sobie pomieszkiwał nasz kotek, a właściwie kotka.
Wyjątkowe też dostał imię. Kiedyś spotkałam dziewczynę, chyba z Serbii o imieniu (i tu serio, jak bum cyk cyk) Mineta. Słowakom bardzo się to imię spodobało, szczególnie zaś tym którym zdążyłam wytłumaczyć znaczenie tego słowa po polsku, więc jednogłośnie tak nazwali kota.
Minetka mieszkała z nami szczęśliwie trzy tygodnie.
W sobotę dwa tygodnie temu wybieraliśmy się z Lubym na basen. Nie wiedzieliśmy kiedy wrócimy więc przezornie nakarmiliśmy Minetę rano. Wieczorem kiedy dotarliśmy do domu Minetki już nie było. Straciła się. Odeszła?
Dlaczego?
Przeszukaliśmy wszystkie kąty. Sprawdziliśmy ogród. Ślad po niej zaginął.
Może kiedyś wróci...
I tak miałam kota...
Jakkolwiek to zabrzmi... tęsknię za minetą... :D

ja wielka...

Wiem, wiem....
...jestem niewierna....
Pojawiam się tu tak rzadko...
Zniknęłam i nie mam wymówki...
Ale nie wiedziałam co mam pisać..
A o niczym pisać nie chciałam, bo i chyba nie umiem.
A może miałam o czym tylko nie chciało mi się...
Nie wiem sama...

JESTEM WIELKA!!!
Wielka przez Wielkie W.
Mam OGROMNY brzuch... mimo że to 15 tydzień.... 
Co będzie później...
Będę jak Titanik...;)
Przytyło mi się jakieś 9-10 kilo. Ale maluszek zdrowy na szczęście. Widziałam wczoraj go na USG. Cudo!!!
A ja czuję się wielka i ciężka...
No cóż... jakoś daje radę. 
Za miesiąc mam się dowiedzieć czy będzie chłopiec czy dziewczynka. Sama nie wiem co bym chciała bardziej. 
Najbardziej to już bym chciał je przytulić...
Choć podejrzewam, że jak już nie będzie go we mnie to będę tęsknić za tym uczuciem... 
:)


Delektuję się latem w pełni. Zajadam ze smakiem słońce okraszając je często i gęsto owocami: truskawkami, malinami, czereśniami... poluję na świeże jagody... może coś znajdę jak pojadę do PL. 
W Bratysławie wielka powódź nas na szczęście ominęła. Ale chmara komarów dotarła aż tu. Szlag by trafił te krwiożercze potwory. Wypiły już ze mnie chyba z litr krwi. Nie pomaga nic. Żaden środek. Tragedia....

Jutro jedziemy do Polski. Ostatnia zapamiętana wizyta była chyba na święta. Wtedy było nas dwoje. Jutro dojedziemy już w troje, znaczy 2 i (spore już) pół. Ciekawa jestem reakcji rodzin.
Zostali poinformowani telefonicznie wiec się jakoś oswoili. Zabawne :)

My na początku byliśmy zaskoczeni, speszeni, wystraszeni... Oni krzyczeli (dosłownie) z radości, szczęgólnie przyszli dziadkowie. 
Temat nr 1  zbliżającego się weekendu to więc nasze dziecko i oczywiście co za tym idzie ślub Będzie trzeba im po raz setny tłumaczyć dlaczego nie chcemy brać ślubu teraz i tym bardziej dlaczego nasza ciąża nas do tego nie motywuje. To będzie ciężki odpoczynek...
Może choć te jagody znajdę... 

Pisałam już że termin porodu wyznaczyli mi na 24 grudnia. Fajna data... :)
Ale święta w Polsce raczej odpadają... :)

My to sobie wiemy oryginalny prezent na Gwiazdkę sprawić ;P