sobota, 23 listopada 2013

powrót do "online"

Rany Józek, ale dawno tu nie zaglądałam. Już nawet zapomniałam jak to tu wszystko wygląda. 
Teraz ze wzruszeniem przez pól godziny czytałam swoje własne słowa i przypominałam sobie jak to było, co się zdarzyło, co się myślało. 
I właśnie sobie uświadomiłam zaczynając pisać tego posta, że w moim dłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłługim czasie nie bycia w świecie internetu najbardziej brakowało mi nie FB (jak myślałam do wczoraj) czy gier online, czy bycia na bieżąco, czy możliwości sprawdzenia wszystkiego w każdym momencie w wyszukiwarce, czy zwykłego googlowania, ale właśnie... dźwięku klawiatury. Tego uczucia kiedy myśli, nawet te najgłupsze, litera za literą pojawiają się na ekranie a kursor wesoło i seksownie podskakuje dalej, dalej, dalej... 
Bo ja proszę was straciłam mojego starego Asusa. :(
Najpierw mój Potomny podzielił się z nim mlekiem a na koniec Luby skąpał go w piwie. Jak się okazało alkohol szkodzi nie tylko kobietą w ciąży, jak głosi plotka ale i sprzętom. 
Uroczy pan w serwisie poinformował mnie, że i można by go jakoś uratować, ale ogólnie jest to raczej nieopłacalne. Choć patrząc na jego wyraz twarzy, kiedy oddawałam go do diagnozy, raczej uważał, że najlepiej trzymać naszą rodzinę z dala od technologii. Jego mina sugerowała, że nam to raczej liczydło i dłuto z kawałkiem kamienia a nie komputer. A przecież ja sama byłam zdziwiona, że w drodze do serwisu odpadły mu dwa klawisze. Czułam się jakbym umierającemu wybiła dwa zęby.
Tak więc zmumifikowaliśmy go w torbę i urządziliśmy mu miły sarkofag na dnie szafy. Po czym usiedliśmy i otworzyliśmy temat jego następcy. Ale jakoś się stało, że wciąż zwlekaliśmy z jego zakupem. I tak dzień za dniem, tydzień za tygodnie...
Okazuje się, że z komputerem jest jak z telewizorem: tęsknisz, płaczesz za nim, odczuwasz głód, przeraża cię cisza związana z jego brakiem a potem nagle zaczynasz się przyzwyczajać (albo odzwyczajasz). Nagle odkrywasz, że masz więcej czasu na książki, spacery, rozmowy, zabawy i setki innych rzeczy. Okazuje się że wbrew temu co myślałaś, nie jest on niezbędny. I życie jakoś płynie.

Tydzień temu jednak tchnięci spontaniczną (czyt. nie przemyślaną) myślą sprawiliśmy sobie nowe Sony Vaio. Podnieceni wróciliśmy do domu i podłączyliśmy się do sieci. 
To śmieszne (albo chore) ale najbardziej pamiętam z tego wieczoru dziwną euforię kiedy poczułam odurzający mnie zapach pracującego wentylatora. Poczułam się jak alkoholik wracający do kieliszka: radość i wyrzuty sumienia. 
Zalogowaliśmy się na FB, przejrzeliśmy skrzynki pocztowe, przewertowaliśmy najpopularniejsze wideo na YouTube i... nie wiedzieliśmy co dalej. Jakoś brakło nam pomysłów. A przecież kiedyś były setki stron, które po prostu musieliśmy odwiedzić, a nie było na czym. A teraz co? Czy tak się czuli ludzie którzy pamiętają sklepy za komuny; że kiedyś było za co ale nie było co, a teraz jest co ale nie ma za co? Kiedyś było co przeglądać, ale nie było na czym, teraz jest na czym, ale nie ma co?
Nieprzyjemne uczucie postanowiliśmy zagłuszyć włączając Potomnemu ulubioną bajkę, co z kolei wywołało nowe wyrzuty sumienia, no bo jak tak małego uczyć, że komputer, etc. 
Ale najgorsze już za nami. Powoli uczymy się, żyć jak cywilizowani ludzie z komputerem i internetem. 
Różnica z przed "pożegnaniem z Asusem" a po "powitaniu Sony" jest przede wszystkim w tym, że nie okupujemy non stop żadnego z nich. Leży sobie czasem spokojnie na półce a my spoglądamy na niego z zadowolenie ciesząc się książką. Tylko gdzieś tam czai się myśl, czy przypadkiem znów się od niego nie uzależnimy. No i czasem wydaje mi się, choć wiem że to niemożliwe ( i chore), że on puszcza do mnie oko literą O i uśmiecha się złośliwie. Ale tylko czasem. 

Pozdrawiam  :D