czwartek, 1 lipca 2010

kot

Jak mnie nie ma to nie ma... jak już jestem to mnie sporo...
i nie tylko o wizualnie ale i teoretycznie...

Luby pojechał do sklepu po masło, bo bez masła to ja kolacji zjeść nie mogę, więc ja siedzę i czekam...
Bo niby co mam robić.
N-ka znowu się zawiesiła w myśleniu i bezczelnie twierdzi, że ma problem z sygnałem. A przecież nawet nie ma burzy ani wiatru... Nie chce się jej... A ja płacę za full pakiet. Miał być full wypas, jest full... (*)

Nie pisałam jeszcze, że miałam kota. Gdzie 'miałam' to najlepsze określenie.
Zadbali o to byśmy go mieli nasi pracownicy. Przynieśli raz do firmy istotę tak brzydką że aż w swojej brzydocie uroczą. Kocham koty, psy, i inne zwierzęta bądź też "zwierzętopodobne" istoty ale tak brzydkiego kota jeszcze nie widziałam. Wyglądał jakby ktoś na niego za przeproszeniem nasr..ł i przydeptał. Ale on tylko takiej maści dziwnej był.
Piękny w swej brzydocie...
Nikt go nie chciał ze względu na jego wyróżniającą się urodę. Padło więc na nas... No i został.
Pech chciał, że dzień przed adopcją przeczytałam w internecie, że kot jest niebezpieczny dla kobiet w ciąży. Nie ma przy mnie kobiet doświadczonych przez naturę potomstwem, lekarz już nie odbiera moich telefonów, po tym jak zamęczałam go pytaniami co mogę a co nie, pozostaje mi więc wierzyć w to co piszą w wirtualnym świecie.
Uwierzyłam częściowo i choć sceptycznie wolałam nie ryzykować. Umieściliśmy więc kota w komórce, pakamerze czy jak kto nazwie pomieszczeniu za domem. Lato więc zimno mu nie miało być, a do srogiej zimy daleko, więc po co się martwić na zapas.
I tak sobie pomieszkiwał nasz kotek, a właściwie kotka.
Wyjątkowe też dostał imię. Kiedyś spotkałam dziewczynę, chyba z Serbii o imieniu (i tu serio, jak bum cyk cyk) Mineta. Słowakom bardzo się to imię spodobało, szczególnie zaś tym którym zdążyłam wytłumaczyć znaczenie tego słowa po polsku, więc jednogłośnie tak nazwali kota.
Minetka mieszkała z nami szczęśliwie trzy tygodnie.
W sobotę dwa tygodnie temu wybieraliśmy się z Lubym na basen. Nie wiedzieliśmy kiedy wrócimy więc przezornie nakarmiliśmy Minetę rano. Wieczorem kiedy dotarliśmy do domu Minetki już nie było. Straciła się. Odeszła?
Dlaczego?
Przeszukaliśmy wszystkie kąty. Sprawdziliśmy ogród. Ślad po niej zaginął.
Może kiedyś wróci...
I tak miałam kota...
Jakkolwiek to zabrzmi... tęsknię za minetą... :D

5 komentarzy:

  1. To faktycznie MIALAS kota, imie piekne;))

    OdpowiedzUsuń
  2. A w ogole to wlasnie zauwazylam i nie rozumiem, jakim prawem narobilo mi sie tyle zaleglosci u Ciebie;))

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam koty, więc mam nadzieję, że wróci ...
    Oraz miałam kota, będąc ciąży, był ze mną kiedy dzieci były malutki ...więc nie wiem o co chodzi z kotem i ciążą. No, ale może mnie się udało, a jednak coś w tym jest?
    Pozdrawiam Was cieplutko;-)

    OdpowiedzUsuń