niedziela, 18 marca 2012

powrót

Kiedy zaczynałam pisać tego bloga jakoś tak sama od siebie mi przyszła nazwa. Jakoś tak poetycznie brzmiała, dziwnie pasowała.
Z każdym dniem ten tytuł nabiera dla mnie silniejszego znaczenia. Bo z każdym dniem toczę coraz większe bitwy. Z życiem. Ze sobą. Z Lubym. Z Potomnym. Z urzędami. Z ludźmi którzy mnie otaczają.
I BrońBoże nie ją to bitwy tylko przeze mnie prowokowane. Tak już jakoś jest.
Nie ze wszystkich wychodzę zwycięsko. Ale walczę.
Kiedyś dostałam breloczek od przyjaciół z wyrytym cytatem:
"Dopóki walczysz jesteś zwycięzcą."
Więc wciąż jeszcze jestem zwycięzcą. Bo wciąż jeszcze walczę. Zaciskam zęby i zwieracze w tyłku i walczę. O wszystko i o nic. I walczyć przestać nie zamierzam, bo mam dla kogo.

A propos....
Mój Potomny jest Boooooooski.  Każdego dnia mnie zachwyca. Każdego.
Macierzyństwo przed macierzyństwem wydawało mi się strasznie ciężką robotą. Może dlatego tyle lęku i strachu było we mnie przed porodem. Może dlatego ogrom pracy jakoś mnie nie zaskoczył i nie zdziwił. Ale to dobra praca. Z każdym dniem jestem dumna z siebie i z niego. MójMałyDużyCzłowiek jest wyjątkowo pojętny i sprytny. Ale przede wszystkim hiperaktywny. Nie usiedzi ani chwili w spokoju, wszędzie go pełno, wszystko go interesuje, niczego się nie boi no i jest wyjątkowo towarzyski. Od miesiąca przewraca do góry nogami nie tylko moje życie ale i życie pań za żłóbka.
Zapisaliśmy go do żłóbka bo wydawało nam się, że potrzebny mu kontakt z innymi dziećmi.
Ciężko mi było podjąć tą decyzję, ale szalę przechyliła decyzja o przeprowadzce ze Słowacji do Czech. Okazało się że praca z niespełna rocznym dzieckiem jest łatwiejsza niż praca z ponad rocznym dzieckiem.
Decyzja zapadła i z każdym dniem jestem do niej bardziej przekonana. MójMałyDużyCzłowiek szybciej się uczy, jest zadowolony ... Najbardziej przeżywam to ja. Czasem stoję w szatni i przyglądam się przez okno do bawialni żłóbka jak bawi się, śmieje, skacze.
I trochę jest mi przykro. Cieszę się że jest zadowolony ale z drugiej strony chciałabym mieć to tylko dla siebie...

Luby. Jesteśmy jak marynarzy którzy płyną samotnie wielkim statkiem w czasie burzy. Wiemy, że mimo kłótnie i złości, które ostatnio często u nas gościły, musimy sobie ufać i pomagać. Wiemy, że coś się popsuło między nami. Staramy się to naprawić, ale naprawianie kosztuje zdumiewająco więcej czasu niż budowanie.
Ale jesteśmy razem. Pociesza mnie myśl, że zbudowaliśmy miłość na przyjaźni. Że to z przyjaźni właściwie zrodziła się miłość. Mamy silne, długoletnie fundamenty. Przetrwamy, ale jeszcze wciąż o przetrwanie walczymy.


Pozdrawiam i też się cieszę że znowu tu jestem... ;)

4 komentarze:

  1. Czekałam na powrót i bardzo się cieszę:)

    OdpowiedzUsuń
  2. :))I ten mały będzie cię już całe zycie tak zachwycał, nawet kiedy już porośnie szczeciną na brodzie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję że będzie mnie zawsze zachwycał. Nawet jeśli mnie zasziwia to i tak coś tam z zachwytu zawsze jest.

      Usuń
  3. Tytuł bloga jest bardzo dobry, taki prawdziwy. Zgadzam się z tym, że w życiu ciągle trzeba z czymś walczyć. Ja ostatnio muszę walczyć nawet z samą sobą :( Masz wielkie szczęście, że masz dla kogo się starać ;-)

    OdpowiedzUsuń