wtorek, 14 sierpnia 2012

więc?..

Boli. 
Boli zderzenie z rzeczywistością. Spadłam z wysoka i nabiłam sobie siniaków. I sama sobie to zafundowałam, 
Czy zabrakło mi wiary czy może do teraz żyłam w swojej chorej wyobraźni?


Jest źle. 
Brak mi już sił. Kończy się mój zapas cierpliwości. Walczę, ale czuję, że to jak przelewanie wody widelcem. I co najgorsze: w tym wszystkim tracę siebie. 

A może już dawno siebie straciłam... 
Wierząc... 
Oddając po raz pierwszy siebie całkowicie...
Może to był błąd. Że za dużo. Że wszystko. 

I stoję. 
Zawieszona.
Między Nami a Mną. 
Czyli między Potomnym z nami a Potomnym ze mną. 

Staram się obronić Syna przed życiem jakie ja miałam ale decydując się na Nas, powoli teracę Siebie. 

Jak to się stało? Jak do cholery mogliśmy do tego dopuścic? Gdzie popełniliśmy błąd? 

Są słowa. Dużo słów. 
Jest też cisza. Ogłuszająca. 

I świadomość.
Że nie potrafię żyć bez nas, ale nie potrafię tez z nami...

2 komentarze:

  1. Przytulam. Wiem doskonale jak ciezki jest taki okres zawieszenia, tak zle i tak niedobrze.
    Przeanalizuj wszystko, przedyskutuj na ile sie da. Z mojej strony moge tylko powiedziec, ze zawsze kierowalam sie potrzeba dziecka, tak to brzmi jak paradoks, ale rozstalam sie ze wzgledu na dobro dziecka. Dziecko moim zdaniem potrzebuje poczucia stabilnosci i bezpieczenstwa a w moim przypadku te warunki akurat mogly byc spelnione tylko w ukladzie ja i dziecko, a nie my i dziecko.
    Bardzo mi przykro, ze tak sie stalo, ale to nie Ty jedna, to nie TWOJA wina. Bron Boze nie obwiniaj siebie (kobiety maja do tego sklonnosci) a tymczasem wina jest zawsze gdzies po srodku.

    OdpowiedzUsuń
  2. tego się boję. zawsze będę się bała. taka pamiątka z dzieciństwa.

    OdpowiedzUsuń