sobota, 10 marca 2012

Rzadko tu ostatnio zaglądam. Prawie w cale. Nie było czasu, nie było chęci... długo by opowiadać. Może kiedyś...
Dziś znalazłam tu post który napisałam na początku tego roku.
Nie wiem czemu go nie zamieściłam. Wciskam go więc dziś:

Ostatni rok próbował wiele mnie nauczyć. Chcąc czy nie chcąc musiałam wyciągnąć z niego jakieś wnioski. Mimo iż podświadomie starałam się odepchnąć tą wiedzę od siebie, to jednak coś się we mnie wyryło bezpowrotnie.
Już tak jakoś jest, że jak się wali to wszystko na raz. Jak kostki domina, jedna popycha drugą, wprawiając w ruch mechanizm katastrof. Niby z perspektywy czasu, katastrofy te tracą troszkę na swej mocy i straszności ale jednak.
Staram się wierzyć, że po tym cięższym, jeśli nie najcięższym roku mojego życia, jestem choć trochę mądrzejsza. Staram się też znaleźć pozytywne strony tej nauki. Ciężko mi to przychodzi. Codzienność doświadczyła nas ostatnio dość mocno. Z każdym dniem ta rana się pomału zabliźnia, ale nie wiem czy i jak szybko się jej to uda. Pozostanie na pewno blizna. Blizna przypominająca co się wydarzyło i co mogliśmy się dzięki niej nauczyć.
Ta blizna będzie pamiątką bólu, rozczarowań, wątpliwości, poszukiwań, ale na szczęście też przypominką nieustającej wiary, miłości i przyjaźni oddnajdywanych tam gdzie nie do końca się ich spodziewano i szukano.
Przez ten rok znów zmieniły się nam priorytety, zmieniła lista marzeń, celów i przyjaciół. Niby jak co roku... coś lub ktoś zmieniło miejsce, kolejność, ktoś lub coś z niej znikło bezpowrotnie lub niespodziewanie się pojawiło.
Wchodzę w nowy, kolejny rok, przekonana o sile i niezłomności człowieka.
O matczynej miłości która zaskakuje mnie swoją prozaicznością i magią, której nie potrafię opisać. O potrzebie bliskości i spełnienia, przy drugim człowieku.
O miłości, która gubi się w codzienności i którą tak ciężko odnaleść i wskrzesić ponownie.
O przyjaźni która niewiele wymaga, ale jest bardzo krucha i zaskakująco milcząca.
O uczciach które błędnie lokalizujemy, bądź też błędnie odczytujemy.
O życiu dla innych, kiedy samemu już się żyć odechciewa.
O ciszy która potrafi krzyczeć, kiedy jej zbyt wiele.
Niech ten nowy rok zabliźni ranę czasem i niech ta blizna spełni swe zadanie. 
  
Miałam w sumie napisać dziś coś mądrego albo chociaż ciekawego, ale jakoś te wszystkie "O" co się ich nauczyłam pozbawiły mnie dalszej chęci. Postaram się zajrzeć w najbliższym czasie i coś wystukać. Mam tyle słów w sobie ale tak ciężko mi je ostatnio uwolnić... Może jakoś mi się to w końcu uda. 
 

6 komentarzy:

  1. będę czekać... bo mi się tak po prostu tęskniło za Tobą tu... czasem zastanawiałam się jakie bitwy właśnie toczysz...jak tam Twoje życie...
    zatem będę czekać wiernie...
    pozdrawiam Cię ciepło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zawsze niestety mam wenę, czas, częściej łapie mnie lenistwo i zwyczajnie mi się nie chce tych moich bitw opisywać. Ale będę się starać zaglądać tu coraz częściej. Pozdrawiam i dziękuję za wierność. ;)

      Usuń
  2. To ja sie przysiade do Kas, bo tez mi smutno bez wiesci od Ciebie. Ale nie zmuszam braboze:) Dobrze, ze sie odezwalas.
    Buziam:***

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja się nie przysiadam bo mam katar i wolę nie infekować dookoła. Czekamy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję że już po katarze śladu nie ma. A czekanie może się kidyś opłaci. ;)

      Usuń