czwartek, 18 marca 2010

Od paru dni szukamy nowego domu.
Nikt nas nie wyrzuciła, nie wyrzuca i wyrzucić nie zamierza ze starego.
Więc co? Popsuł się piec. Junkers. Trzeba wymienić.
Niby nie problem. Zresztą i tak właściciel płaci. Ale od paru tygodni jest we mnie jakiś niepokój. Coś mi się po głowie pałęta o przeprowadzkach.
Bo ja uzależniona od przeprowadzania się jestem. Przez pięć lat zmieniałam mieszkania średnio 2-3 razy do roku. Zmieniając mieszkania, miasta, kraje zawsze dostawałam nowego kopa, nowej energii. Podnosiłam cele i osiągałam je.
Ja chyba nie potrafię tak w jednym miejscu, normalnie. Muszę ciągle coś nowego. Inaczej choruję 
Na postanowienie przeprowadzki pracowało wielu: piec, całkowicie urządzone, umeblowane mieszkanie w którym nie ma co już planować i projektować oraz moja dziwna chandra, która pałęta mi się u nogi od kilku dni i tylko czeka aż na nią spojrzę a dla mnie jest oznaką głodu... do nowego.Nawet rozpakowałam już wszystko z ostatniej przeprowadzki. 
Powiedziałam wczoraj Lubemu o swoim pomyśle z nadzieją że choć jedno rozumne z nas będzie. Ale nie, nadzieja matka mądrych inaczej. Się drań ucieszył i do 24 zamęczaliśmy oczy przeglądając mieszkania i domy do wynajęcia.
Więc się przeprowadzimy... A co?!!

14 komentarzy:

  1. Tez się przeprowadzałam często. ten trzeci rok na tyłku już mnie męczy:D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja na razie od czasu jak się od rodzicielki wyprowadziłam trzech lat nie wytrzymałam w jednym mieście a co dopiero mieszkaniu. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. mam już dosyć przeprowadzek, ale... skoro chcecie... to Cmok na NOWYM:)

    OdpowiedzUsuń
  4. ja jakieś 19 dni po przeprowadzce... podziwiam... cię... bo ja jak myślę, że znowu mnie to czeka to nawet z kupnem mieszkania zwlekam jakoś...

    OdpowiedzUsuń
  5. Mnie przeprowadzki nie przeszkadzają. Może dlatego że jeszcze szukam swojego miejsca... :)

    Holdenie, cmok również :*

    Kaś, nie ma co zwlekać... :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Czyli jednak można się uzależnić...;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Czekaj niech policzę....od 2000 roku...7:):) zatem...nie dziwie się ani Tobie ani Twojemu Lubemu:):)Pozdrawiam ,przeprowadzki bez strat..:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Odważna decyzja... :) 3mam kciuki mocno!! :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Beatto,
    pewnie że można. Od wszystkiego. Przeprowadzki to adrenalina, nowość, zmiana...

    Ttmirian,
    witam :) proszę coś nas łączy... w przeprowadzkach tracę jedynie kilogramy od tachania mebli ;)

    Mała Mi,
    bo ja odważna jestem. Ale na razie zostajemy na Słowacji... :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Rozumiem Cie doskonale, sama tez bardzo lubie przeprowadzki, moze powinnam napisac lubilam, bo ostatnio zycie sie ustabilizowalo;) Ale nowe zawsze daje mi kopa i nieograniczone zasoby energii:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Zmień swoje miejsce zamieszkania, a zmienisz swój los. Też to lubię, choć w kwestia techniczno-logistyczna przeprowadzki działa na mnie depresyjnie:-)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  12. Stardust,
    i chyba tej energii i kopa mi potrzeba ostatnio. Zresztą wiosna idzie coś nowego musi się narodzić...

    Akemi,
    witam.:)
    Ładnie napisane. Mnie przeprowadzki zawsze motywują. Pobudzają. Ale każdy jest inny. :)

    OdpowiedzUsuń
  13. ja wyczerpałam limit przeprowadzek jakieś cztery lata temu;-))) Ale jakby co to skorzystam z żelaznej rezerwy;-)))

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja dostałam od życia spory karnet na przeprowadzki... Ale dobrze że choć rezerwę masz. Choć jak ustaliłyśmy, nie potrzebna... :)

    OdpowiedzUsuń