sobota, 18 grudnia 2010

niespieszno

Miał już być i go nie ma. Ni ma i nie widać co by mu się zachciało.
Przewrotny ten nasz syn. Początkowo stresował mnie i lekarzy, że zawita do nas wcześniej, teraz się spóźnia.
Sprawdza mnie.
A dokładniej moją cierpliwość.
Czuję się jak mała bezradna dziewczynka co czeka na Mikołaja. Tylko, że ten mój prezent trochę mniejszy i wciąż to on decyduje.
Byłam na USG i zważyli go tym dziwnym sprzętem. Ponoć waży 3,850g!
No cóż czeka mnie jeszcze kilka dni z moim kochanym "plecakiem" z przodu.
:)))
U nas za oknem tony śniegu, to się nie dziwię, że mu niespieszno... :)

4 komentarze:

  1. Ja też tak czekałam na swoje pierwsze dziecko (córkę). Pamiętam, jak dłużyły mi się dni i noce. Urodziła się dwa tygodnie po terminie, wywoływana całą mocą medycznych specyfików. Rodziła się i rodziła i końca nie było widać, jakieś 15 godzin. A kiedy się pojawiła zamiast wrzeszczeć, co sił w płucach, że oto "dzień dobry, proszę państwa, już jestem", to ziewała w najlepsze. Może raz zakwiliła dla zasady.
    A potem, cóż. Już nic nie było takie same. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Podobno chłopaki tak mają. Mój tez się nie spieszył;) Cierpliwości... Jeszcze się zdążysz nacieszyć;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przyjdzie czas, że Go przytulisz. Na razie widać lepiej mu tam, niż tu;-)

    OdpowiedzUsuń