poniedziałek, 6 grudnia 2010

zaczynam moralizować

Chyba każdy kto tu zajrzy nie będzie mieć wątpliwości, że tematem "namber jeden" ostatnich miesięcy jest moja ciąża i wszystko co się wokół tego kręci.
Bo jakżeby inaczej. Od chwili kiedy nabrałam pewności co do swojego zbliżającego się wielkimi susami macierzyństwa tylko to zaprząta mi głowę. Może mam obsesję, może trochę schizę jakąś, ale co mi tam.
Wolno mi!
Znowuż z powodu zbliżającej się daty porodu, jak większość dwudziestoparolatek serfuję po internecie w poszukiwaniu wiarygodnego bardziej bądź mniej źródła wiedzy na temat tegoż doświadczenia.
A może podświadomie staram się wyczytać, że to będzie szybko, łatwo i bezboleśnie...
Walczę każdego dnia sama z sobą, by nie podglądać na Youtube wideo z porodu. Ciekawość mnie zżera, a z drugiej strony boję się, że jeszcze bardziej spanikuję i może powiem, że nie... Dziś przez moment do głowy przyszło mi nawet czy nie załatwić sobie jakimś cudem cesarki.
Ale staram się być dzielna. Na staraniu na razie się kończy...
I tak podróżując po tych moich portalach dla ciężarnych, dla przyszłych mam, dla mam, o dzieciach i dla dzieci, trafiłam na artykuł o paleniu i piciu w ciaży .
Te statystyki mnie powaliły. Może to tylko 11% palących w ciąży. Może to aż 11%.
Następne tyle pijących.
Ok, może nie jestem święta, bo paląca byłam. Ale z chwilą kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży odstawiłam od razu i papierosy i alkohol. A nie ukrywam, że należały one do moich słabości. Ja po prostu lubiłam sobie palić, popijać wieczorem winko. Dla dziecka nawet kawę odstawiłam, zmieniłam dietę...
Nie rozumiem kobiet, które palą i piją będąc w ciąży. Przecież odpowiadają one już nie tylko za siebie, ale przede wszystkim za to maleństwo, które noszą w sobie.
Owszem spotkałam się z komentarzami tych które paliły i urodziły zdrowe dzieci. Mam nawet kuzynkę, która spogląda na mnie jak na UFO, kiedy odmawiam kawy czy papierosa, nie mówiąc o alkoholu. Przecież je syn jest zdrowy a ona nie musiała z niczego rezygnować. I dobrze. Niech się dziewczyna cieszy ze swojego szczęścia i Bogu dziękuje, że mały Pawełek jest zdrowy... (chociaż czy ktoś w 100% może mi zaręczyć, że te jego ciągłe anginy i osłabiona odporność to przypadkiem nie wina mamusi...)
Ja wolę nie ryzykować. Bez fajek żyć można, bez wina też... jakoś daję radę...
Mam nawet czasem wyrzuty sumienia, czy nie zaszkodziłam małemu przez pierwsze tygodnie (dowiedziałam się w drugim miesiącu) paleniem. Strasznie się tego bałam od początku ciąży. Chyba już zawsze będzie mnie to męczyć.
Szlag mnie tylko trafia na myśl o tych co wciąż w ciąży palą i piją...
Przed i po nasza sprawa, nasze zdrowie, ale w ciąży nasz organizm już nie do końca należy tylko do nas.
Opamiętać się baby!

No... trochę mi ulżyło jak frustracji trochę z siebie wylałam... Zawsze pomaga, jak mi już ciśnienie w pokrywkę wali...Trochę sobie pomoralizowałam i mi lepiej... Miłego wieczoru więc wszystkim życzę...

12 komentarzy:

  1. Aja się z Tobą zgadzam. Bo nawet jeżeli kobieta paliła i urodziła zdrowe dziecko, to nie znaczy, że jej palenie nie odbije się na dziecku kiedyś.
    Po co truć nienarodzone dzieci, kiedy można tego nie robić?
    Oj dobra z Ciebie mama będzie;-))))
    Młody ma szczęście;-)
    Pozdrawiam Was cieplutko;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Droga Akularnico,
    czy ma szczęście czy nie ma to się dopiero okaże. Z całą pewnością jednak nie należy truć niewinnych. Palenie i picie powinno być naszym wyborem, więc czemu narzucać zatruwanie dzieciakom z góry? Nasze zdrowie, nasz wybór. Nasze dzieci, nasza odpowiedzialność.
    Ja Ciebie też cieplutko! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Masz zdedcydowanie racje w sprawie palenia i picia w ciazy i tu nawet nie powinno byc dyskusji:) Ale ja chcialam o czyms innym:)) Kazdy porod jest inny, bo inna kobieta rodzi, wiec nie ogladaj, nie sluchaj co Ci ludzie opowiadaja. Z moich obserwacji wynika, ze nikt nie potrafi czlowieka tak nastraszyc jak druga kobieta, nie wiem co z nami zlego, ale jeszcze nigdy nie slyszalam mezczyzn straszacych sie nawzajem np. goleniem. A kobiety? No wiadomo jak juz ktoras urodzi to do konca zycia bedzie o tym opowiadac i przemalowywac, dobarwiac, dosmaczac. Im dawniej byl porod tym bardziej bolesny i tak naprawde to opowiesc brzmi tak przerazajaco, ze az dziw, ze ludzie ciagle sie rodza:))) Jak koniecznie chcesz to posluchaj mnie, ja urodzilam w ciagu 20 minut i nawet nie zdazylo bolec:))) Serio, bo sie skupilam na tym co mi kazano robic, cala energie wlozylam tam gdzie byla potrzebna a nie np. w darcie mordziska. Jesli jest odpowiedni uklad dziecka i sama kobieta nie ma zadnych problemow zdrowotnych, to w 80% tylko od kobiety zalezy jak szybko, sprawnie i bezbolesnie to pojdzie.
    Bol? no coz, trudno sie spodziewac, zeby nie bylo zadnego bolu, ale nie jest to zadna tragedia, zapewniam. Biliony i tryliony kobiet rodzily przed Toba i beda rodzic po Tobie i kazda da rade. Bedzie dobrze:))) tylko sie nastaw pozytywnie:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Stardust,
    od dziś jesteś moją idolką!!!
    Chyba mało jest w życiu rzeczy których zazdroszczę ludziom, ale akurat twojego porodu tobie owszem.
    Dzięki śliczne, trochę mnie dziś zmobilizowałaś do zaprzestania użalania się nad sobą i nad tym co mnie za ból/nie ból czeka. Mam zamiar stanąć do rywalizacji z Tobą i urodzić przynajmniej w 19 minut.
    Chociażby z tego powodu, że na ból to ja panikara jestem straszna, a na tyle to ja chyba jeszcze się jakoś zdoła przygotować.
    Może jakieś ćwiczenia medytacyjne są. Może jakoś psychicznie da się nastawić, zaprogramować....
    Pozdrawiam i dziękuję za pozytywną energię!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Z medytacjami trafilas w sedno!!! Ja sie medytacjami przygotowywalam zawsze do moich operacji stop (mialam ich 6 i czeka mnie jeszcze jedna) Wlasnie medytacjami zmienilam moje nastawienie na "bol" bol jest tylko slowem, ktorym okreslamy sygnaly z mozgu. Pewnie to nie ma sensu, ale ja sobie tak wlasnie wyjasnilam, a wiec zamiast to co bede czula nazywac "bolem" nazwalam sobie "dyskomfort" i po operacji nie bralam zadnych tabletek przeciwbolowych, bo nie czulam bolu, owszem czulam dyskofort:)) A nie ma tabletek przeciwdyskomortowych:)))
    Pomedytuj nad tym jak mozesz i pamietaj, rob to co Ci kaza, kazde dobrze wykonane polecenie lekarza to krotszy porod:) Z tego co pisalas domyslam sie, ze bedziesz rodzic sama, czyli bez obecnosci Twojego partnera. I BARDZO DOBRZE!!!! bo wystraszony mezczyna nie majacy mozliwosci pomoc, a tylko trzymajacy za reke i powtarzajacy jaka to jestes dzielna WKURWIA do wiwatu i tylko rozprasza Twoja energie, ktora Ty musisz skupic na bolach, parciu i relaksie miedzy parciem. Zobaczysz, to naprawde jest do zrobienia. I bez wzgledu na to jak bardzo wydaje Ci sie ze juz nie dasz rady, to pamietaj, ze ja dalam rade, tysiace innych kobiet dalo rade wiec i TY tez DASZ RADE. No i to sie kiedys skonczy, a na koncu jest Twoj Synek, ktorego bardzo pragniesz wreszcie zobaczyc:)))

    OdpowiedzUsuń
  6. To ja też troche wspomnień pozytywnych rzucę:
    Ja urodziłam w godzinę od przybycia do szpitala. Byłoby szybciej ale się zaczytałam i musieli mi książkę siłą z pazurow wyrywac. Czytałam i oddychałam, oddychałam i czytałam./gramatykę angielską bo mnie uspokaja/ A potem krzyknęli: Pchaj. I popchnęłam. I to by było na tyle. A chciałam powiedziec, że moja waga wtedy wynosiła 40 kg, wzrost mizerny 157. Dziecko, które sie wydostało jednym skokiem miało 4 kg i pomad 60 cm, jeszcze chwila i samo by sobie otworzyło drzwi. A ja podniosłam głowe i zapytałam. "I co? Już???".ONI: "No juz. Nic tam więcej nie ma". Liczyłam na męki piekielne, a w sumie urodziłam go między mową zależną a stroną bierną. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. I ja kiedyś paliłam, ale to było dawno i nieprawda :)) Kiedy zaszłam w ciążę natychmiast przestałam... bo taki jest normalny odruch organizmu. Wystarczy go posłuchać. W każdym razie odstawienie nałogu odbyło się bezboleśnie i natychmiast.
    A w szpitalu - pan doktor wyznaczył termin, a ja jako osoba wybitnie obowiązkowa stawiłam się rodzić w wyznaczonym dniu - dostałam zastrzyk i urodziłam bez problemu i bez szczególnego bólu. Nie pamiętam żadnych dramatów... no tylko potem byłam ciut niewyspana :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Stardust,
    świetnie zdaję sobie sprawę z tego, że przede mną miliony urodziły i za mną miliony urodzą. Ale do tej pory najczęściej słyszałam jak traumatyczne to przeżycie, jak boli i że trzeba przeżyć. Trzeba... wyboru większego nie ma. :)
    Jeszcze nie słyszałam żeby ktoś przy porodzie z bólu umarł więc mnie też się przyda.
    Szkoda tylko, że przynajmniej w moim otoczeniu mało kobiet które w pozytywnym świetle stawiają poród. Wszędzie tylko straszą... Dzięki jeszcze raz Guru! :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Czarny(w)Pieprzu,
    fajnie, że i ty pozytywnie o porodzie.
    Jeśli chodzi o moje magiczne numerki, niech pozostaną tajemnicą, bo trochę różnią się od twoich. I nie chodzi mi tu tylko o wzrost :)
    Ciekawy sposób z tą lekturą. Mam nadzieję, że jak Zdzichowi już się zachce na ten świat, to przynajmniej szybko i sprytnie jak na prawdziwego chłopa przystało :)
    Niestety ja nie przepadam za gramatyką, tym bardziej angielską więc muszę pogłówkować nad równie wykwintną i znieczulającą... Dzięki śliczne za koleją radę. :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Nivejko,
    AŻ!!! Mnie też ta liczba poraża!

    OdpowiedzUsuń
  11. Magento,
    właśnie się zastanawiałam czy ja też z natury punktualna jestem i ciężko mi było się ustosunkować. Bo zależy do czego...
    Czas pokaże czy mały Zdziś punktualny będzie. Może ojca posłucha i 12,12 się urodzi, bo tak sobie Luby wymarzył.
    Ja też rzuciła jak zaszłam w ciąże i wiem że można. Jak się chce...
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń