środa, 13 stycznia 2010

Co dalej...

"Ten kto nie biegnie, cofa się"
Nienawidzę kiedy moje życie stoi w miejscu. Stagnacja w żaden sposób mnie nie motywuje. Nie można być zawieszonym w próżni. W każdym razie ja nie mogę tak żyć.
Mnie kopie do przodu pośpiech, zamieszanie, plany, cele do zrealizowania. A teraz kiedy część z nich jest już za mną zapisana w bilansie życiowych osiągnięć pozytywnie brakuje mi nowego motoru.
Ostatnio rozmawiałam o tym z jednym z moich przyjaciół.
Zdaniem Aśki to co mam to i tak już sporo. Piękny dom, samochód, firma, kilkadziesiąt tysiaków na kącie, kochający mężczyzna u boku, sukces którym mogę się pochwalić.
Zapytałam się jej co teraz? Co mam robić abym resztę życia nie przesiedziała w fotelu w apatii upajając się trofeami?
Dla niej już nic nie muszę udowadniać innym. Mogę dalej podróżować i cieszyć się tym co mam. Wydawać pieniądze. Pieniądze na które tak ciężko pracowałam. Tak jakby to było sensem egzystencji. Konsumpcja.
Ale czy człowiek powinien się zatrzymywać?
Szczególnie jeśli jest młody? Czy życie nie jest za krótkie? Powinniśmy wykorzystać jego każdą chwilę.
I czy aby na pewno chcę komuś coś udowadniać? Czy może tylko sobie?
Innym już chyba udowodniłam że potrafię. A sobie? Też. Ale niestety ja jestem bardziej wymagająca. Poprzeczka mojego osobistego sukcesu, z każdym dniem podnosi się, na szczęście - inaczej umarłabym z nudów.
Ale czym jest sukces? Rzecz względna. Czym jest więc dla was sukces. Czy to pieniądze, praca, rodzina, miłość, niezależność, władza?

Ps. Co do konsumpcji: kupiłam tą kanapę. A właściwie dwie, bo przecież sióstr nie wolno rozdzielać. Teraz wszystkie trzy będziemy oglądać polską telewizję.
Życzę wszystkim miłego dnia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz