czwartek, 14 stycznia 2010

czas

Tragedia. Właśnie sobie uświadomiłam że mam 25 lat. Według kalendarza. A przecież cały czas się czuję na te 19-21.
Coś mi umknęło przez palce. Jak przez sito. Popłynęło jak woda w rzece w której przerwana została tama.  A pomyśleć że kiedyś myślałam że jak się ma 25+ to człowiek już jest stary. Może dlatego chrześnica (rany, ona będzie mieć już 9 lat) zwróciłam mi ostatnio uwagę że nie jestem dziewczyną i że nie mam chłopaka, tylko kobietą co ma faceta albo narzeczonego...
Czas więc to pojęcie względne. Kiepski wynalazek wymyślony na potrzeby cywilizowanego społeczeństwa. Co wcale nie znaczy że cywilizowana nie jestem. Wręcz przeciwnie, można mnie nazwać dzieckiem cywilizacji, tylko trochę niewychowanym, nieudanym...
I siedzę tak teraz przerażona swoimi 25 wiosnami i przypomnieć sobie staram czemu ja głupia czasu nie liczę.
Pewnie tyle razy nieświadoma swoich błędów pisałam głupoty w formularzach w urzędach.
Nie żebym jakoś zrozpaczona była. Ale sam fakt tego czegoś co mi uciekło mnie nurtuje.
Może to prawda że szczęśliwi czasu nie liczą...
Ale dalej będę twardo stała przy swoim że czas przyspiesza albo zwalnia. W miejscu tylko nie stoi. Dlatego trzeba brać życie całymi garściami. Nie myśleć i nie żyć przeszłością bo przyszłość zawsze piękniejsza, nieznana. Kochać to co się ma i czego się nie ma. Marzyć i cieszyć się chwilą.
Czy człowiek ma tyle lat ile wiosen przeżytych (bo wiosna jeszcze przed nami więc mam prawie 25 ;)) czy tyle na ile się czyje?
Przecież przeżycia, doświadczenia, marzenia nie są adekwatne do wieku. Dusza żyje swoim torem...
Pozdrawiam wszystkie młode dusze :)

Ps. Miłość odmładza. Dziś czuję się młodsza niż przed tym jak Go poznałam.
Kochany, KOCHAJ MNIE A ZAWSZE BĘDĘ MŁODA, piękna też (jak zgasimy światło - w nocy wszystkie koty są czarne)
;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz