piątek, 5 lutego 2010

nie jak z amerykańskich filmów...


Telewizja ogłupia. Tak słyszałam. Dziś wiem że tak jest. To zdumiewające jak może zmienić obraz widzenia. Tworzy fikcję, w którą my naiwni wierzymy. Bo przecież jak poznałam moją wieeelką miłość to w tle nie leciała romantyczna muzyka. Jak mnie pocałował nie wybuchały salwy sztucznych ogni.
Okazuje się że najbardziej to kłamią filmy akcji. Nie okrada się przecież każdego banku w mieście. Jak kradną mi torebkę to nikt, NIKT (tym bardziej o posturze amanta) nie wyrywa jej złodziejowi i nie wręcza z olśniewającym uśmiechem. Nie zawsze też złapią tego złego.
Co ciekawe, nie każdy kto trafi do aresztu ma  prawo do jednego telefonów. I mało tego... ale pomału... muszę całe to zdarzenie...

W Polsce pracowałam jako przedstawiciel handlowy jednej ze znanych firm kosmetycznych. Tzn. że często w aucie woziłam pudło albo dwa perfum, które miałam często za zadanie dostarczyć do sklepów jako testery. A że pracę często kończyłam szybciej, postanowiłam z dwoma kolegami odwiedzić koleżankę, która po ślubie przeprowadziła się do małego miasteczka oddalonego od mojego rodzinnego miasta parędziesiąt kilometrów. Dotarliśmy na miejsce a kumpeli nie ma. Nie robi się niespodzianek...
Pewnie wyszła do sklepu.
Czekamy w aucie godzinę. Nie ma. Druga godzina. Jeden z chłopaków idzie sprawdzić czy się tyłem nie wślizgnęła.
I tu jak w filmach zajeżdża nam auto radiowóz. Wyskakuje z auta dwóch policjantów i do okna legitymacjami puka. Otwieramy zdziwieni okno. Ja z poplutą buziom, kumpel z szeroko otwartą i pytamy o co chodzi.
Panowie z poważnymi minami że dokumenty, natychmiast.
Więc przewracam torebkę w poszukiwaniu mojego dowodu. Zabiera mi to całą wieczność bo z szoku to ja nawet nie wiem jak on wyglądać ma.
Panowie władze pytają gdzie trzeci. JAKI TRZECI?
- A ten. Do Kaśki poszedł zobaczyć czy już w domu jest.
Jeden policjant na drugiego spogląda i jak na tych filmach mówi: Biegiem, zanim się zmyje. Więc ten mało myśląc (nie żeby tak często mało) do auta i dawaj pod klatkę Kaśki.
Z opowieści kolegi wyglądało to tak: otwiera drzwi od klatki schodowej i widzi radiowóz który zajeżdża po wejście. Wypada z niego gliniarz i każe mu się pakować do środka.
My sobie w tym czasie czekamy z drugim.
Pan władza pyta co tu robimy. My że na kawę do Kaśki. On że mamy bagażnik otworzyć. Widząc kartony pyta czy to ta kawa. Ja że nie, perfumy. On że to na kawę z perfumami?
Podjeżdża ten pierwszy z kolegą w środku i proszą abyśmy jechali z nimi na komisariat. My że czemu? On że na przesłuchanie. My że w sprawie czemu? On że przestępstwa. My że jakiego? On że się na miejscu dowiemy i już  w aucie siedzi.
Pomyślałam że może by uciec jak w tych filmach. Ale ani miasta nie znam, ani nie wiem gdzie i czemu, a poza tym kolegę mają więc trzeba mu tyłek ratować.

Na komisariacie chcieli każdego osobno posadzić w pokojach, ale że komisariat mały, nas trzech a pokoje dwa to nas w jednym na krzesełkach starych posadzili. I pytają po co, na co i dlaczego. Za kim, z czym i za co? My że na kawę, że w odwiedziny i że nie wiemy o co im chodzi.
Zadzwonili do mojej firmy zapytać czy rzeczywiście to od nich mam perfumy. Potwierdzili. Ale wyobrażałam sobie minę sekretarki jak usłyszała że jestem zatrzymana. Przez moment nawet pomyślałam, że lepiej byłoby żeby mnie zamknęli w celi, niż że mam się w pracy stawić i na te plotki odpowiadać. Basia, sekretarka na pewno już wszystkich obdzwoniła.
Panowie policjanci wytłumaczyli że w mieście tym pięknym od paru miesięcy, podobnie jak w kilku innych w tym województwie poszukuje się szajki młodych wyłudzaczy sporych kwot od emerytów.
A ja niestety idealnie pasuję do rysopisu głównej podejrzanej.
Zaczęłam się śmiać. Panowie że nie mam z czego. To przestałam, ale raczyłam poinformować że to NA PEWNO NIE JA.
Oni że się okaże, ale że koledzy wolni. A JA? Pani zostaje zatrzymana na przesłuchanie. Ja że adwokata proszę. On że jak mam to proszę bardzo ale jak winna nie jestem to to tylko formalność.
Koledzy zostali wyproszeni do poczekalni a ja poproszona do pokoju obok.
Pytali o imię, nazwisko, pracę, adresy, o wagę (mnie kobietę!), kolor włosów, jak często go zmieniam, jak się ubieram i co tu robi.
Pan rzeczowo i skrupulatnie pisał wszystko na starej maszynie do pisania. Pytam czy nie lepiej na laptopie który leży obok. A on na to że to szefa i nie może go używać. Pytam czy to jedyny. On  że mają im w przyszłym półroczu posłać jeszcze dwa nowe. Ale muszą na kurs jechać. Komputerowy się rozumie.

Po godzinie przesłuchań stwierdzili że wersja wiarygodna się zda, do sprawdzenia, ale podejrzana jestem na dal. I pytają czy się zgodzę na spotkanie mające rozpoznanie mnie przez poszkodowanych jako winowajczynię. Zgodziłam się, przecież byłam niewinna. Wyjaśniono mi, że dołączy do mnie kilkoro dziewcząt między którymi maja mnie rozpoznać ofiary. Jeśli mnie nie rozpoznają, będę wolna. Co mi tam, niech będzie.
Panowie zrobili mi kawę i pozwolili zapalić w garażu. Okazali się całkiem sympatyczni. Stwierdzili nawet że dawno takiej cytuję akcji nie mieli więc się cieszą że i przestępczyni ładna. Wypraszam sobie! Przestępczyni oczywiście, ładna może zostać.
Wynudziłam się godzinę,
Panowie powiedzieli że muszą mi zdjęcie zrobić bo w tym na dowodzi to podobna do siebie nie jestem bo włosy tam krótkie. Myślałam że dostane tabliczkę z numerkiem, jak w filmach ale oni powiedzieli że nic takiego nie posiadają. Zapytałam czy dadzą mi kopie zdjęcia. Stwierdzili że to nie problem, ale muszę sobie sama zapłacić, bo oni i tak teraz do fotografa wywołać je jadą bo tu nie mają sprzętu.
Wrócili za godzinę. Stwierdzili, że po fotce nikt mnie nie rozpoznała. Uśmiech. Ale fotka kiepskiej jakości, więc muszę się osobiście jednak spotkać. Za godzinę będzie pierwszy poszkodowany. Już się nie uśmiechałam.
Wypaliłam prawie całą paczkę fajek jak pojawiły się dziewczyny. Najlepsze że wszystkie blondyny a ja brunetka. To się wyróżniać nie będę, pomyślałam.
Trochę z pod kosa na mnie patrzyły, ale co się im dziwić. Ponoć emerytki na spore sumy okradam. Może ich babcie też?
Pojawił się pierwszy emeryt. Lat  86, z laską, nie dowidzi.
Ustawili nas wszystkie pięć pod ścianą. Pytam gdzie numerki. On do mnie że to nie film i że mam sobie jaj nie robić.
Podchodzi emeryt i przygląda się nam z odległości 5 metrów. Pytają czy to jedna z nas. On że tak.
Która? A on na mnie że to ja!!!! Zbladłam, zrobiło mi się niedobrze, modlić się zaczęłam i w duchu bluzgać starucha. Pytają na ile procent. On że na 40. A dlaczego tylko na 40? Bo ja jedyna bruneta, jak ta co mu ukradła.
Wyprowadzili.
Druga była pani 81 roczna.  Patrzy na nas, patrzy i mówi że jest ta co jej ukradła. Wskazała na laskę obok. Dzięki ci Boże!!!
Trzeci był pan 76 lat. Patrzy, patrzy i naglę się uśmiecha. Podchodzi do mnie i na szyję się rzuca ze słowami że ja to zła wnuczka jestem bo na obiad ani do dziadka nie zajrzę. ????
Pozostałych dwoje nie rozpoznało nikogo.
Byłam wolna. WOLNA.
Panowi przeprosili i usprawiedliwiali się jeszcze godzinę.
Powiedzieli że TAKA JEST PROCEDURA.  Gówno mnie to obchodziło.
Wypuścili.  Na szczęście.
Cała się trzęsłam jak wychodziłam. Chłopaki moje czekały w poczekalni. Też wypalili po paczce.
Do Kaśki już nie pojechałam.

Wcale nie było jak na filmach. Choć chwilami zabawnie. Przed oczami przeleciało mi nieraz całe życie i wszystkie plany na przyszłość. Jak się czuje człowiek posądzony za to czego nie zrobił?

Wiem tylko że te dziewczyny które stały tam przy ścianie po 10 złoty dostały za pomoc. Żarty!!!

Wróciłam do domu i spiłam się z chłopakami w trupa, patrząc na moje zdjęcie z policji. NIGDY WIĘCEJ!!!

6 komentarzy:

  1. No co chcesz!? Procedury, moja droga, są po to, żeby ich przestrzegać;)

    OdpowiedzUsuń
  2. w d...e mam procedury ;)
    strachu, wstydu się najadłam!!! nawet 10 zł mi nie dali za ten cyrk...
    :)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Ależ fajna historia:))))Aż mlaskam sobie z zachwytu.
    A z policją już tak bywa - ściśle trzymają się litery prawa.Nawet absurdalnego.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja jak tam siedziałam to taka zachwycona nie byłam. :))
    Teraz wspominam to z przymrużeniem oka ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. prawie jak film co? też kiedyś byłam w sytuacji kiedy posądzili mnie o coś czego nie zrobiłam. Oby nigdy Ci się nie powtórzyło coś takiego , a no i grunt że poczucie humoru zostało Ci jeszcze do konca :)

    OdpowiedzUsuń
  6. szarlotko,
    życie nauczyło mnie na szczęście że czasem tylko poczucie humoru zostaje. Z przymrużeniem oka żyje się łatwiej.
    PeeS. Do Kaśki nie jeżdżę więc chyba się nie powtórzy ;)))

    OdpowiedzUsuń