piątek, 12 lutego 2010

rozmazane oczy... cz.1


Otworzyła powoli oczy. Dźwięk budzika coraz bardziej przeszywał jej głowę. Sen odszedł brutalnie zatrzaskując za sobą drzwi nocy i pozostawił ją samą na polu walki jakim jest dzień.
Znowu nie pamiętała o czym śniła. A wie, że śniła. Najlepszym dowodem jest na to pustka jaką odczuwa, kiedy filmy wyświetlane w niej nocą, bez skrupułów wyrwane zostają przez świt. Chciałaby pamiętać choćby ich tytuły. Sama napisałaby potem scenariusz i odegrała je śniąc na jawie. Często to robiła. Nawet nie musiała zamykać oczu. Wyłączała po prostu wszystkie zmysły i tworzyła sobie swoją próżnię. Bańkę, w której toczyło się jej drugie życie. Takie jakie sobie wymarzyła.
Zawsze zadziwiał ją tylko fakt, że tam też cierpiała. Chyba po prostu nie wierzyła, że można żyć bez bólu. Bo cierpienie to najważniejsze co człowieka kształtuje. Jest jego drugim ja, cieniem który idzie z Tobą przez całe życie. A w zależności jak ustawisz się do swojego słońca, którym jest los, wtedy ten cień jest większy lub mniejszy.
Dlatego pełna wiary w cierpienie kroczyła z nim przez życie. I to prawdziwe i to wykreowane przez siebie. Czasem tylko zapominała które to które...
Spojrzała na puste miejsce obok. Dotknęła dłonią poduszki na której nie odcisnął nikt śladu głowy w nocy. Ona była tak samo samotna jak ta biedna poduszka, stworzona by ktoś na niej spał. Pozostawiona sama sobie, była bezpłciowa, niepotrzebna, niezauważalna. Bo kto zwróciłby uwagę na poduszkę, gdy na niej nie sypia?
Obie pozostawione same sobie leżały samotnie w wielkim „małżeńskim” łóżku, jak mawiał sprzedawca w sklepie meblowym.
Pora wstawać, pomyślała. Z niechęciom odgarnęła kołdrę i szybko wyślizgła się z łóżka. Prysznic, makijaż, garderoba, kawa i do pracy. Ten codzienny rytuał był jak program komputerowy, który jej wgrano. Dzięki niemu mogła jakoś pozornie normalnie funkcjonować.


*** ***

Starła łzę z policzka. Wzięła głęboki oddech i kilka razy zamrugała mokrymi jeszcze rzęsami. Ten krótki trzepot utuszowanych rzęs rozgonił obraz, który sprytnie namalowały jej myśli przed chwilą.
Spojrzała przez okno za okno. Śnieg stopniał. Zbliżała się wiosna. Ponoć najpiękniejsza pora roku.
Ile to już czasu minęło? Sporo. Prawie cała zima. Jeden kwartał, jedna pora roku. Czas skacze ostatnio fazami, wydaje się że ciągnie się w nieskończoność, a gdy patrzysz w kalendarzu zauważasz spore zmiany.
Jak długo można o kimś pamiętać? Czy można zapomnieć czyjąś twarz, spojrzenie, gest? Nie wiedziała. Sama jeszcze się z tym nie uporała. W takie dni jak ten, gdy nie umiała zamknąć swojego umysłu zbyt szczelnie, odwiedzały ją wspomnienia. A wtedy o łzy nie trudno.
Łzy, łzy. Pewnie wygląda jak siedem nieszczęść. Szybko pobiegła do lustra. Rzeczywiście, tusz spłynął chaotycznymi strużkami aż do brody. Jak zawsze. Nigdy nie potrafiła płakać jak aktorki. Nie nauczyła się też tego przez te wszystkie miesiące, mimo morza wylanych łez. Tyle ich już popłynęło, że chwilami bała się że wyrzeźbią jej twarz jak woda drążąca skałę. Jej policzki stałyby się obrazem jej bólu.
Sprawnie poprawiła makijaż i powoli zbierała się do wyjścia. Zamykając za sobą drzwi, pomyślała o niewypitej kawie samotnie stygnącej na stole.

7 komentarzy:

  1. Samotność poduszki wzruszyła mnie najbardziej... znam to uczucie. pozdrawiam mocno.

    OdpowiedzUsuń
  2. Listopadowo mi się jakoś zrobiło...

    OdpowiedzUsuń
  3. Co jest? Wszyscy dziś zdołowani?
    A uśmiechać mi się! Ale już!

    OdpowiedzUsuń
  4. ...samotna poduszka ....okropność!!!.....
    .....mam nadzieję,że trochę słońca pozmienia szare scenariusze....

    OdpowiedzUsuń
  5. Lelevino,
    poduszki często tak mają, biedaczki...
    Czarny(w)Pierzu,
    mnie raczej dziś lutowo, zimno...
    Nivejko,
    :))))))) do Ciebie zawsze :)
    Maju,
    no jutro ma być już słoneczko... :)))

    OdpowiedzUsuń
  6. To film? Bo tylko w filmach kobiety śpią z pomalowanymi rzęsam i całą resztą ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Albo się zdążyła pomalować, albo się wczoraj zpiła i nie zmyła... ;)))

    OdpowiedzUsuń